Ekosystem

Jak pisałem poprzednio, Ameryka przeżywa swój największy od blisko osiemdziesięciu lat kryzys gospodarczy. Nie po raz pierwszy jednak od czasów Wielkiej Depresji i wprowadzenia Nowego Ładu Gospodarczego, okazuje się w jakim żyjemy bałaganie.

Wraz z postępem gospodarczym zapotrzebowanie na energię i surowce rośnie. Do czasów wynalezienia elektryczności, czy silnika spalinowego ludzie zużywali jedynie tyle energii ile docierało na Ziemię w ciągu tego samego okresu czasu. Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku został jednak zachwiany bilans energetyczny Świata. Co roku wydobywamy coraz więcej surowców i zużywamy więcej energii niż dociera jej do nas ze Słońca. Eksploatujemy – ograniczone ze swej definicji – złoża węgla, ropy, gazu i innych surowców, by dostarczyć energii wszystkim gałęziom przemysłu, ogrzać nasze domy i napędzać nasze pojazdy. Równocześnie produkujemy miliony ton nieprzetwarzanych odpadów, które zalegać będą Ziemię jeszcze przez miliony lat. Pod warunkiem oczywiście, że jej wcześniej nie unicestwimy w jakiś bardziej spektakularny sposób.

Siłą napędową tego procesu jest system wartości przyjęty przez współczesnego człowieka. System ten opiera się na założeniu, że człowiek dochodząc do szczytu drabiny pokarmowej przestał być częścią ekosystemu. Bez naturalnych wrogów, jedyne co nam w tej chwili zagraża to my sami. Jako jednostki szczycimy się wysoce rozwiniętym intelektem, który pozwala nam dominować nad innymi formami życia. Jako gatunek jednak, nie będąc częścią ekosystemu w którym żyjemy, nie przedstawiamy żadnej dla niego wartości, a wręcz przeciwnie wykorzystujemy go na podobieństwo pasożyta. Używając alegorii Ziemia jest żywym organizmem, który został zainfekowany wirusem Homo Sapiens Sapiens.

Kontynuując naszą „dominację” na Ziemi systematycznie zwiększamy naszą populację, równocześnie eliminując z niej wszystkie potrzebne nam do przetrwania środki. To właśnie ta inteligencja, którą się szczycimy! Jesteśmy jedynym gatunkiem w znanym nam Wszechświecie, którego celem jest nie przetrwanie, a destrukcja właśnie.

Bieżący kryzys gospodarczy zachęca wielu ludzi do próby zgłębienia jego korzeni. Co dla jednych było od dawna oczywiste, dla niektórych dopiero teraz staje się jasne. Nasz system gospodarczy, oparty na rabunkowej eksploatacji dostępnych nam surowców jest najgorszym z możliwych modeli. Miarą zasobności społeczeństwa jest tak zwany Produkt Narodowy, czy też inaczej wartość wytworzonych dóbr. Im jest on wyższy tym społeczeństwo bardziej jest „zasobne”, tym więcej wytwarza dóbr, tym więcej zużywając w tym procesie energii, tym bardziej zanieczyszcza środowisko, tym bardziej niszczy ekosystem….

Jeśli szybko nie ograniczymy przyrostu naturalnego i nie zaadaptujemy modelu ekonomicznego opartego na wykorzystaniu surowców odnawialnych, koniec naszej cywilizacji będzie tylko kwestią czasu. Nie wspominając o tym, że przy okazji zniszczymy jedną z piękniejszych planet Układu Słonecznego, albo nawet całego niepoznanego nam Kosmosu. Szczęście, że jest ich jeszcze kilka. Jeszcze lepiej, że nas tam nie ma…