Sezon motocyklowy uważam za oficjalnie rozpoczęty! Dziś rano sugerując się korzystną prognozą pogody postanowiłem zaoszczędzić na kosztach paliwa i wybrałem się do pracy jednośladem. Odpalenie Hondy okazało się wcale niełatwe, jednak możliwe. Po kilku próbach siedziałem już na mym rumaku pomykając przez osiedle i chwaląc siebie w duchu za to, że nie zapomniałem o rękawiczkach. Kilka mil dalej wiedziałem już, że droga powrotna będzie dużo przyjemniejsza. Według prognozy temperatura w ciągu dnia miała sięgnąć 20 st Celsjusza. Rano jednak było tylko kilka stopni powyżej zera…
Po pół godzinnej przejażdżce dotarłem do pracy. Kolejne pół godziny zajęło mi odzyskanie normalnej temperatury ciała. Nie było łatwo zalogować się do systemu mymi na kość zmarzniętymi paluchami. Nie zabrałem się też za pisanie tej notki do czasu, aż kawa wspomogła krążenie krwi i dotleniła mózg. Zostałem odhibernowany.
Jako, że około południa słoneczko świeciło w najlepsze, a mnie w robocie nudziło się strasznie, postanowiłem więc wziąć sobie wolne na resztę dnia. Jak postanowiłem tak zrobiłem. Wpadałem tylko na chwilkę do domu, po czym gnałem już do Arkport, by poddać motocykl corocznej inspekcji. Potem jeszcze tylko krótka wizyta w Hornell (żeby pstryknąć kilka zdjęć) i dalej przez Howard, Avoca, Cohocton do Naples, i szybciutko przez Richmond, Honeoye i Hemlock do domu.
Po drodze spotkałem mnóstwo motocyklistów. Wszyscy chyba uradowani pierwszymi promieniami słoñca odkrywali na nowo uroki podróży jednośladem. Jak co roku zresztą…