Zima tuż tuż

Za oknem już pierwszy śnieg, Nadia pokasłuje a Olowi przecieka nos. Ja też czuję się niespecjalnie, ale nie wypada mi narzekać, bo Agnieszka (musząc co noc wstawać po kilka razy), ma się przecież jeszcze gorzej. Do tego, dziś właśnie zepsuło nam się ogrzewanie. To niewątpliwy znak nadejścia prawdziwej zimy.

W zeszłym tygodniu Łobuz Pierworodny obchodził swe czwarte urodziny, z tej też okazji w niedzielę mieliśmy w domu małą imprezkę, na którą dzielnie przydreptały jej koleżanki z przedszkola. Tort zafundowała nam sąsiadka, resztę specjałów na stół solenizantki przygotowała Mama. Impreza zacząła się zaraz po lunch’u i trwała zaledwie trzy godziny. Nawet się jednak nie obejrzeliśmy gdy czworo małych psotnic z werwą godną huraganu Ike przeobraziło nasz zazwyczaj schludny dom w totalne pobojowisko. Doprowadzenie go do stanu względnej używalności zajęło nam resztę wieczoru.

Dziwny jest ten Świat

Barak Obama

Wielu ludzi ma jeszcze świeżo w pamięci powyborczego kaca z jakim Ameryka obudziła się cztery lata temu. Numer 43 pokonał miernego pretendenta z obozu Demokratów, zyskując mandat na pełnienie urzędu przez kolejne cztery lata. Na szczęście kadencja minie 20 stycznia, kiedy to urząd obejmie wybrany wczoraj Numer 44.

To co działo się w Stanach przez ostatnich 12 miesięcy z pewnością odnotowane zostanie w podręcznikach historii jako przełomowe. Wielu analityków zachwyca się dojrzałością cywilną społeczeństwa amerykańskiego, które jeszcze 60 lat temu nie zezwalało ludziom o odmiennym kolorze skóry na wspólne podróżowanie z białymi, teraz wybrało na swego przywódcę potomka kenijskiego imigranta.

Dla mnie jednak to tylko kolejny dowód na to, że jeżeli bardzo chce się coś udowodnić trzeba tylko bardzo się na tym skoncentrować i poświęcić temu wystarczająco dużo środków, by cel ten osiągnąć. Oczywiście nie chodzi tylko o pieniądze, które z pewnością były kluczowym elementem dostarczenia przekazu, ale przede wszystkim jego wyrazistość wyszlifowana przez sztab ludzi wspierających Prezydenta Elekta.

Plan zajęć

Agnieszka, Nadia i Robert

Zacznę od planu zajęć Łobuza Numer Jeden… Nadia uczęszcza już do przedszkola. Spędza w nim codziennie dwie i pól godziny ucząc się czytać, pisać i liczyć, bawiąc się i wygłupiając. Uczy się tam również – oczywiście wbrew naszym intencjom – nie zawsze stosownych odzywek i zachowań. To jednak, wraz ze stałym dopływem nowych bakterii, stanowi chyba o atrakcyjności tej instytucji, gdyż wracając do domu z zasmarkanym nosem wciąż opowiada o dzieciach i pani w przedszkolu.

Agnieszki poświęcenie i determinacja sprawiły, że możemy już oficjalnie ogłosić, żę nasz Łobuz Pierworodny jest już wodoszczelny i wyporny. Agnieszka twierdzi, że Nadia potrafi już pływać, ja jednak, jako urodzony sceptyk, pozostanę jednak przy mojej definicji. Przynajmniej do czasu gdy nie doświadczę jakiegoś klasycznego kraula w jej wykonaniu.

Nadia rozwija się mentalnie i fizycznie w sposób bardzo rytmiczny, uczęszczając raz w tygodniu na zajęcia taneczne. Z tego co pamiętam powinna zgłębiać arkana baletu i stepowania, popisy jakie jednak urządza nam w domu po lekcjach przypominają bardziej taniec nowoczesny. Bardzo nowoczesny… Niedzielne wieczory spędza zaś na lodzie, ucząc się pilnie trudnej sztuki łyżwiarstwa jak najbardziej figurowego.

W najbliższym czasie chciałbym rozbudzić również jej zainteresowania muzyczne i żeglarskie, stąd też w nadchodzące urodziny zawita pod naszą strzechą jakiś instrument muzyczny (nie, nie perkusja) w przyszłorocznym zaś budżecie znajduje się już pozycja pod tytułek kajak. W naszym otoczeniu wiele jest urokliwych zakątków, które najłatwiej zwiedzać takim właśnie środkiem transportu. Począwszy od pobliskich jezior, poprzez ciche i spokojne rozlewiska pełne żółwi i ptaków, łagodnych nurtów rzek i kanału Erie, po spiętrzone wody górskich potoków i wąwozu Letchworth. To oczywiście tylko pierwszy krok na drodze do przyszłych przygód pod żaglami. Ale o tym kiedy indziej…

Alex jest oczywiście jeszcze za mały na większość atrakcji dostępnych jego siostrze, co jednak nie znaczy, że jego agenda nie jest atrakcyjna. W znakomitej większości jednak to on dostarcza atrakcji rodzicom. Oczywiście w głównej mierze Agnieszce, która zaczyna dzień wraz z nim jeszcze przed świtem, nosi go na rękach, karmi, czyści i myje, przebiera, zabawia i śpiewa… Podejrzewam, że również tańczy, bo Olo już od urodzenia wykazuje wrodzone upodobanie do tańca irlandzkiego. Podtrzymywany lekko pod pachami – z powodu bardzo niskiej jeszcze stabilności – potrafiłby zawstydzić niejednego profesjonalnego tancerza Riverdance.

W pracy, po kilku tygodniach życia w przyspieszonym tempie, wizyt na Tajwanie i w Montrealu, mnóstwa spotkań i prezentacji, teraz znowu nadchodzi okres stabilizacji. Pomimo sporadycznych trudności, realizacja mojego projektu przebiega bez większych problemów. Mimo swoich imponujących rozmiarów, jest to jednak projekt mało wymagający. Rozbudowa lini metra dla Chińczyków jest przyjemniejsza w realizacji od budowy pociągów dla Nowojorczyków. To ostatnie to oczywiście wspomnienie mojego poprzedniego projektu. Dziś właśnie mija sześć lat od jego oficjalnej inauguracji. To siódmy rok naszego dwuletniego zesłania.

Ze stabilizacją przychodzi też jednak rutyna, z rutyną nuda. Co za tym idzie zaczynam się znowu rozglądać za nowymi wyzwaniami. Być może jest już pora zmienić też otoczenie. Pracuję już w końcu dla tej samej firmy od ponad jedenastu lat. A do branży trafiłem przecież tylko przez przypadek. O swych poczynaniach poinformuję, gdy sprecyzuję co tak naprawdę chciałbym w życiu robić…