Wielki Pies

Wielki Pies
Wielki Pies

Tak właśnie nazywa się najbardziej zaawansowany robot „czterokopytny”. Zaprojektowany przez Boston Dynamics, Wielki Pies („Big Dog”) potrafi chodzić, biegać a nawet sprawnie pokonywać nierówności terenu. Pies napędzany jest silnikiem spalinowym poruszającym hydraulicznym układem ruchowym. Nogi robota zbudowane są na podobieństwo zwierzęcych, mają amortyzatory i absorbują energię podczas chodzenia. Robot jest wielkości dużego psa (stąd nazwa) lub małego osła. Ma około metra długości i waży 75 kilogramów.

Mózgiem Dużego Psa jest komputer sterujący układem ruchowym na podstawie bodźców odbieranych przez sensory. Układ ten jest też odpowiedzialny za utrzymywanie równowagi podczas chodzenia i nawigację. Pies potrafi biegać z prędkością ponad 6 kilometrów na godzinę, wspinać się na 35 stopniowe wzniesienia, pokonywać nierówności terenu a przy tym wszystkim potrafi dźwigać na swym grzbiecie do 155 kilogramów bagażu.

Robot jest opracowywany przez Boston Dynamics, a program jest sponsorowany przez Agencję Zaawansowanych Projektów Badawczych Obrony Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych (DARPA).

Nadchodzi Pierwszy Maja

Fajerwerki na Święto Pracy
Fajerwerki na Święto Pracy

Lato, niby trwa jeszcze, ale widać już żółtawe liście, przy większych porywach wiatru opadające na ziemię. Poranki są już nieco chłodniejsze – najbardziej to odczuwam podczas codziennych dojazdów do pracy – jadąc na motorze muszę już zakładać kurtkę i rękawiczki. Upały mamy już chyba szczęśliwie za sobą i niedługo rozkoszować się będziemy złotą nowojorską jesienią. W poniedziałek przypada nam tutejszy Pierwszy Maja, albo raczej Święto Pracy (Labor Day). Jego obchody są bardzo huczne i dostojne – tabuny tubylców gromadnie atakują wszystkie supermarkety, które tego weekendu zwolnione są z podatków od sprzedaży oraz organizują szalone promocje. Zresztą wszystkie lokalne święta obchodzone są podobnie – fajerwerki, pikniki z hot-dog’ami i zakupy – to Amerykański model świętowania. Dla niektórych to ostatnia szansa na zakupy przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, dla innych kolejny pretekst do kupowania dzięki szeroko reklamowanym „oszczędnościom”.

W pracy wciąż jeszcze trwa sezon ogórkowy i dzięki temu mogę zrobić to na co nie miałem czasu przez ostatni rok. Znalazłem w lokalnej sieci serwer Apache z MySQL i PHP – dla wtajemniczonych LAMP, dla laików – nieograniczone możliwości! Zrobiłem już kilka baz danych swojego projektu – cała korespondencja, dokumenty, kalendarze, notatki ze spotkań itp – zrobiłem zgrabny interface użytkownika i dzięki temu, łącząc przyjemne z pożytecznym, usprawniłem sobie znacząco pracę. Efekty widać już teraz. Bazy są dostępne dla wszystkich członków mojego zespołu równocześnie, nikt nie musi czekać, aż kto inny zwolni plik, aktualizacje widoczne są na bieżąco, a co najważniejsze moje zespoły w Rochesterze i w Taipei korzystają z tych samych danych, a co za tym idzie nie ma już żadnych rozbieżności. W tej chwili jest już dobrych kilka tysięcy rekordów, a w ciągu kolejnych siedmiu lat, na które jest zaplanowany mój projekt jeszcze sporo ich przybędzie. Poza tym część prac inżynieryjnych zakontraktowałem niedawno do Wielkiej Brytanii i do Indii, więc ta dostępność danych będzie w przyszłości jeszcze bardziej istotna. Tak więc w pracy się nie nudzę…

W zeszłą sobotę nasza piwnica obchodziła inaugurację nowej łazienki. Po dobrych kilku godzinach ciężkiej pracy mej i Pana Kazika, Nadia jako pierwsza usiadła na nowej toalecie i po załatwieniu kilku nie cierpiących zwłoki spraw wstała, rozejrzała się i spuszczając wodę rzekła: „Bardzo ładnie”. Cieszę się, że odbiór nowego pomieszczenia przeszedł bez większych problemów. Babcia szybko łazienkę umyła i jest już naprawdę bardzo ładna. Muszę tylko jeszcze sprawdzić jak uruchomić jacuzzi i zainstalować kilka uchwytów, by papier i ręczniki znalazły swoje miejsce.

Żeby uzupełnić obraz, dodam tylko, że piwnica jest już teraz moim biurem, jest pokojem zabaw Nadii, jest pokojem telewizyjnym, pokojem ćwiczeń (no cóż, nikt tu jeszcze nigdy nie ćwiczył, ale bieżnia jest), a nawet sypialnią dla niespodziewanych gości. W przyszłości będzie też barem, ale muszę jeszcze wymyślić jak zrobić trzymetrowej długości blat. W małym piwnicznym barku zainstalowałem okrągły zlew ze stali nierdzewnej. W przyszłym tygodniu zainstaluję pod nim jeszcze chłodziarkę i odtąd nie będę już musiał opuszczać podziemii…!

Lato, lato wszędzie…!

Park w Pultneyville, NY

Dopiero co z wytęsknieniem upatrywaliśmy wiosny, a tu już niedługo znowu nadejdzie jesień, a po niej kolejna zima. Lato, bardzo w tym roku słoneczne, nie jest na szczęście tak suche jak poprzednie. Dzięki letnim burzom i opadom, nie ma tak strasznych upałów i nareszcie nasz trawnik odzyskał trochę werwy. Musielibyśmy go oczywiście jeszcze wyplewić, ale jakoś nie mogę się za to zabrać. Jest zresztą tyle rzeczy do roboty, że plewienie trawników, nawet gdyby było moim ulubionym zajęciem i tak musiałoby poczekać.

Jak niedawno pisałem, pod koniec lipca odbył się nasz doroczny piknik osiedlowy, na którym niestety w tym roku zabrakło pieczonego barana. Obwiniam za to postępujący kryzys paliwowo-kredytowy, taniejącego dolara, prezydenta urzędującego i pretendentów. Po trochu również obwiniam za to organizatorów tegorocznego biwaku, ale tylko po trochu… Mimo wspomnianego deficytu, były za to pieczone kurczaki, piwo, wino, ciasta i inne smakołyki. Był też na nie spory popyt dzięki czemu zabawy przeciągnęły się dla niektórych do późnych godzin nocnych. Na szczęście nie było ani hamburgerów ani hotdogów…

Tych ostatnich było jednak co niemiara podczas kolejnego weekendu, gdy to wybraliśmy się na sponsorowany przez moją firmę piknik w pobliskim wesołym miasteczku. Nadia była wniebowzięta jeżdżąc na karuzelach, kolejkach górskich i ślizgawkach. Aga jeszcze bardziej. nawet Babci i Olowi też się chyba podobało. Spędziliśmy tam cały dzień a kolację zjedliśmy u Rafała i Gosi, znajomych, którzy mieszkają w tej części miasta.

Następnego dnia to oni z kolei odwiedzili nas podjeżdżając na osiedle ryczącym Harley’em. Wybraliśmy się na popołudniową motocyklową wycieczkę po Finger Lakes. Pogoda dopisała, blisko stumilowa trasa upstrzona była przepięknymi widokami gór i jezior, w Canandaigua w nagrodę za dobre sprawowanie dostaliśmy lody i dobrą kawę. W domu zaś Babcia, z pomocą Nadii i Ola, przygotowała wspaniałą kaczkę z jabłkami na obiad. Nie muszę dodawać, że zniknęła w mgnieniu oka.

W sobotę pojechaliśmy do Pultneyville, malutkiej mieściny, jakieś 20 mil na wschód od Rochesteru. W zasadzie oprócz przystani jachtowej, małej galerii i parku nie ma tam nic specjalnego. Ale dzięki temu nie ma tam też tłumów i można rokoszować się wspaniałymi widokami i atmosferą dwustuletniej osady w ciszy i spokoju zakłócanymi jedynie nieustannym monologiem Nadii i chwilowymi wybuchami płaczu Ola.

Uroczystość Otwarcia Igrzysk Olimpijskich 2008 w Pekinie

Nie miałem okazji oglądać sprawozdania z Uroczystości Otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, ale dzięki tym ciekawym zdjęciom jestem przynajmniej na bieżąco…

Strajk w Langage Energy Centre w Plymouth.

Zwolnienie 16 pracowników zatrudnionych przy budowie elektrowni w Wielkiej Brytanii, sprowokowało kilkuset pozostałych do wszczęcia strajku. W rozmowie z dziennikarzami, pracownicy wciąż jeszcze zatrudnieni w Langage Energy Centre w Plymouth powiedzieli, że chcą w ten sposób zaprotestować przeciwko mnożącym się przypadkom zastępowania pracowników przez obcokrajowców. Po wypłaceniu zwolnionym pracownikom odprawy, wszyscy strajkujący powrócili do pracy.

Strajk w Langage Energy Centre w Plymouth.

Jak podaje BBC, zwolnienia zaledwie kilka dni po rozpoczęciu robót wiążą się z planami zatrudnienia przy budowie nowej elektrowni robotników z Polski. Na wieść o tym lokalni związkowcy podjęli decyzję o podjęciu strajku wyrażając w ten sposób swą solidarność ze zwalnianymi, jak również dezaprobatę dla planów kierownictwa.

Nie jest to oczywiście wiadomość na pierwsze strony gazet, ale ze względu na fakt, że głównym wykonawcą zatrudniającym strajkujących podwykonawców jest Alstom, postanowiłem zamieścić tu tę krótką notkę. Myślę, że skłania to do refleksji na temat Światowego rynku pracy. Podejrzewam, że w Polsce odbiór tej wiadomości jest zgoła inny niż w Plymouth…

Picie piwa czyni inteligentniejszym

Otóż widzisz, to jest tak… Stado bawołów może poruszać się tylko tak szybko jak najwolniejszy z nich. Kiedy więc stado ucieka przed drapieżnikami, to właśnie te najsłabsze i najwolniejsze zostają zabijane w pierwszej kolejności. Ta naturalna selekcja jest bardzo pożyteczna dla całego stada, jako że jego średnia prędkość i żywotność wzrasta wraz z wybijaniem najsłabszych osobników.

W ten sam sposób, ludzki mózg funkcjonuje tylko tak szybko jak jego najwolniejsza szara komórka. Wiemy, że nadmierne spożywanie alkoholu zabija szare komórki. Oczywiście atakuje najpierw te najsłabsze i najwolniejsze. W ten sposób regularne spożywanie piwa usuwa słabsze komórki i sprawia, że rozum jest dużo sprawniejszy.

I dlatego, po kilku piwach zawsze czujesz się dużo mądrzejszy!

Pożar w Canisteo

Kiedy pracowałem jeszcze na projekcie metra dla Nowego Jorku, danym było mi poznać człowieka, który przeniósł się do naszej firmy z zachodniego wybrzeża USA. Choć już wtedy wydawało mi się to nieco dziwne, to jednak nie wiedziałem jeszcze wtedy z jak szalonym zadaję się człowiekiem. Fakt porzucenia słonecznej Kalifornii na rzecz zimnego Nowego Jorku, aczkolwiek dziwny, sam w sobie nie jest jeszcze podejrzany. Różne przecież powodują ludźmi motywy, zwłaszcza w czasach przegrzanej koniunktury. Dzięki zyskom ze sprzedaży małego domku na przedmieściach Sacramento, a również dlatego, że ceny nieruchomości w stanie Nowy Jork są nieporównywalnie niższe (poza NYC oczywiście), zafundował sobie Matt sporych rozmiarów ranczo w malowniczej dolinie Canisteo.

Wkrótce pojawiły się tam również konie, a po roku na świat przyszedł nowy potomek rodu. Mimo nieciekawej sytuacji w firmie, sielanka trwała. Matt nie przepracowywał się zbytnio, czas w zakładzie spędzał na przeglądaniu internetu, zawsze na bieżąco był z notowaniami giełdowymi, znał wszystkie wiadomości z kraju i ze Świata, ba – nawet pilnował swoich aukcji na eBay’u. Po jakimś czasie jednak, a było to już po moim z firmy odejściu, ktoś zaczął uważniej przyglądać się jego poczynaniom. Okazało się, że jego erudycja i znajomość trendów gospodarczych nie sprawiły większego wrażenia na przełożonych. Kilka upomnień, wpierw ignorowanych, po jakimś czasie zaczęło przynosić efekty. Matt co prawda z wertowania szpalt w czasie pracy nie zrezygnował, mniej jednak czasu spędzał już na eBay’u. Więcej za to na Monsterze. Po kilku miesiącach również i to przyniosło efekty. Matt dostał ciekawą ofertę pracy w Richmond i nie czekając na kolejne pouczenia, złożył wymówienia i przeniósł się czym prędzej do Virginii. Pieniądze zainwestowane w ranczo pozostały jednak w malowniczej dolinie Canisteo…

Jak już kilka lat temu wspominałem, zakup nieruchomości w Hornell, czy okolicach wcale nie jest rzeczą trudną. Domy nie są co prawda atrakcyjne architektonicznie, jednak ich estetykę poprawia znacząco ekonomia. Domy są tu tanie. Bardzo tanie. Jest to oczywiście ważne w momencie kupna nieruchomości, jeszcze ważniejsze jednak okazuje się podczas ich sprzedaży. Znałem ludzi, którzy mimo świetnej passy na amerykańskim rynku nieruchomości próbowali swe domy sprzedać po kilka lat. Z marnym rezultatem. Nic więc dziwnego, że Matt również miał z tym problemy. Zwłaszcza, że decydując się kilka lat temu za zakup nieruchomości nie znając opisanych wyżej realiów, nie negocjował zbyt skutecznie.

Kilka miesięcy po przenosinach do Richmond, dom wciąż stał jeszcze na rynku i mimo zdecydowanie niskiej ceny nie wzbudzał żadnego zainteresowania wśród potencjalnych nabywców. Matt wszedł już w posiadanie kolejnej nieruchomości w Richmond. Kolejna nieruchomość, to jednak również kolejny kredyt do spłacania. Matt będąc człowiekiem przedsiębiorczym postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Skoro nikt domu w Canisteo nie chciał kupić, nikt go też nie będzie żałował gdy zniknie. No, może poza ubezpieczalnią, która będzie musiała pokryć właścicielowi straty…

Pewnej gorącej, lipcowej nocy opuszczony dom w niewyjaśnionych okolicznościach stanął w płomieniach. Pozostające pod opieką tutejszego towarzystwa przyjaciół zwierząt konie Matt’a cudem tylko zdołały opuścić stajnię. Po ranczu zostało jedynie pogorzelisko. Przyczyny pożaru wciąż bada policja.

Następnego ranka w Richmond kamery bezpieczeństwa na jednej ze stacji benzynowych zarejestrowały samopodpalenie. Matt trafił do szpitala z oparzeniami trzeciego stopnia…