Lato tego roku było wyjątkowo długie i upalne. Jak dla wszystkiego jednak co dobre, również i dla niego nadszedł kres. Od kilku dni jest już naprawdę zimno, temperatury w okolicach zera Celsjusza i posypał nawet pierwszy śnieg. Nie ma go jednak na tyle dużo, by Nadia już mogła pozjeżdżać na sankach, wystarczająco jednak, bym poważnie pomyślał o zmianie opon.
Ostatnich kilka miesięcy upłynęło nam w bardzo miłej, rodzinnej atmosferze. Rodzice przyjechali pod koniec sierpnia i dopiero niedawno wrócili do Polski. W ciągu tego tak krótkiego okresu czasu, Dziadek zdążył nam wykończyć piwnicę, zorganizować garaż i szopę w ogrodzie, odrestaurować kilka mebli, nie wspominając już o tuzinie innych, drobnych rzeczy, z których pewnie nawet sobie sprawy nie zdaję. Babcia uratowała nasz umierający trawnik, dokonała cudów w ogrodzie, nauczyła Nadię wierszyków i piosenek, uzależniła ją też od popcorn’u (sama za to uzależniła się chyba od lizaków).