Za oknem już pierwszy śnieg, Nadia pokasłuje a Olowi przecieka nos. Ja też czuję się niespecjalnie, ale nie wypada mi narzekać, bo Agnieszka (musząc co noc wstawać po kilka razy), ma się przecież jeszcze gorzej. Do tego, dziś właśnie zepsuło nam się ogrzewanie. To niewątpliwy znak nadejścia prawdziwej zimy.
W zeszłym tygodniu Łobuz Pierworodny obchodził swe czwarte urodziny, z tej też okazji w niedzielę mieliśmy w domu małą imprezkę, na którą dzielnie przydreptały jej koleżanki z przedszkola. Tort zafundowała nam sąsiadka, resztę specjałów na stół solenizantki przygotowała Mama. Impreza zacząła się zaraz po lunch’u i trwała zaledwie trzy godziny. Nawet się jednak nie obejrzeliśmy gdy czworo małych psotnic z werwą godną huraganu Ike przeobraziło nasz zazwyczaj schludny dom w totalne pobojowisko. Doprowadzenie go do stanu względnej używalności zajęło nam resztę wieczoru.