Od jakiegoś czasu, mniej więcej od półtora roku mamy coraz więcej kłopotów z naszym „dużym” autem. Mercury mimo, że bardzo wygodny zaczyna być coraz bardziej zawodny. Przejechaliśmy nim w ciągu siedmiu lat prawie sto tysięcy mil i naprawdę nie mieliśmy zbyt wielu powodów do narzekań. Teraz jednak drobne usterki zaczynają pojawiać się coraz częściej a koszt ich napraw dawno już przewyższył wartość samochodu. Czwartkowa awaria układu chłodniczego zaowocowała więc szybką decyzją: kupujemy nowy samochód.
Myśleliśmy o tym już od jakiegoś czasu, stąd też uzgodnienie, że ma to być japoński minivan nie stanowiło problemu. Nasze poszukiwania zawęziliśmy do trzech modeli: Hondy Oddysey, Toyoty Sienna i Nissana Quest. Porównanie cen i recenzji użytkowników szybko ograniczyło nasze poszukiwania do jednego tylko modelu. Zlokalizowanie właściwego egzemplarza okazało się dużo trudniejsze. W promieniu siedemdziesięciu pięciu mil od domu znaleźliśmy tylko kilka samochodów, które spełniały nasze warunki wyszukiwania. Kilka telefonów i wiedzieliśmy już, że są tylko trzy miejsca warte odwiedzenia. Postanowiliśmy zacząć od tego najdalszego. Podróż do Elmira zajęła nam półtorej godziny, ale jak się później okazało była to słuszna decyzja. Zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu, a także trochę pieniędzy rezygnując z oglądania pozostałych kandydatów…
Znaleźliśmy tam bowiem dokładnie to czego szukaliśmy: dwuletni, dobrze wyposażony model samochodu za połowę ceny nowego. A do tego z przebiegiem jedynie dziesięciu tysięcy mil! Nareszcie znów będziemy mogli bez obawy ruszać w dalsze podróże! Mimo, że jest nas teraz dużo więcej, nie będziemy musieli rezygnować z wygód. Poza tym, gdy nas w końcu ktoś z Polski odwiedzi, to też łatwiej nam będzie pokazywać okoliczne atrakcje. Nie wspominając już o tym, że usłyszałem sumienną obietnicę wyprawy na kemping tego lata. Nie mogę się już doczekać!
Swoją drogą, to nie wyobrażam sobie zakupu samochodu w czasach przed internetowych…