Jamajka

W listopadzie wybraliśmy się na zasłużone wakacje. W tym roku celem naszych wojaży stała się Jamajka – wyspa gorąca, rumem i reggae słynąca. Przez dwa tygodnie byczyliśmy się na białych piaskach pod palmami, przed upałem chroniąc się w turkusowym Oceanie.

W ośrodku, w którym mieszkaliśmy mieliśmy do dyspozycji wszystko czego tylko przepracowanym bladym twarzom do szczęścia potrzeba. Znakomite jedzenie – specjały zarówno lokalne, jak i międzynarodowe pewniaki. Było więc ackee – owoc, który podawany jest najczęściej ze smażoną rybą, który wyglądem i smakiem przypomina… jajecznicę! Była też wieprzowina i kurczaki w marynacie zwanej jerk. Jest to bardzo pikantna mieszanina przypraw, która jednak w odróżnieniu od kuchni meksykańskiej jest nie tylko bardzo ostra, ale również podkreśla i wydobywa smak przyprawianego mięsa. Były też oczywiście homary, które jednak znacznie się od swych kuzynów z północnego Atlantyku różniły. Było też w końcu wiele sztandarowych potraw kuchni międzynarodowej, tak by wszem nacjom wyspę odwiedzającym dogodzić.

 

20-Lis-2009 11:22, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 6.3, 20.1mm, 0.003 sec, ISO 64
21-Lis-2009 16:18, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 6.3, 15.52mm, 0.003 sec, ISO 64
21-Lis-2009 16:19, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 4.3, 15.52mm, 0.003 sec, ISO 64
 
23-Lis-2009 12:47, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 3.5, 6.7mm, 0.003 sec, ISO 64
24-Lis-2009 20:15, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 3.5, 6.7mm, 0.033 sec, ISO 100
24-Lis-2009 20:15, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 3.5, 6.7mm, 0.033 sec, ISO 100
 
25-Lis-2009 14:15, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 3.5, 6.7mm, 0.02 sec, ISO 64
24-Lis-2009 17:16, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 5.0, 14.11mm, 0.017 sec, ISO 80
23-Lis-2009 11:46, OLYMPUS IMAGING CORP. u850SW,S850SW , 8.0, 20.1mm, 0.003 sec, ISO 64
 

Towarzystwo na Jamajce wielce jest różnorodne. Przybywają tu turyści ze Stanów Zjednoczonych, z Kanady, z Wielkiej Brytanii, z całej Europy, z Ameryki Południowej, a nawet z Chin i z Japonii. Osobiście, podczas naszego pobytu natknęliśmy się też na pierwiastki słowiańskie (z Polski, Rosji i z Czech). Ludność miejscowa to w zdecydowanej większości potomkowie niewolników, przywiezionych tu z Afryki w XVII i XVIII wieku. Jamajka była bowiem kolonią Korony Brytyjskiej aż do 1962 roku. Wieki kolonizacji odcisnęły piętno na języku, kulturze i zwyczajach panujących na wyspie. Wprawdzie oficjalnym językiem jest angielski, to jednak jest on nasiąknięty afrykańskimi naleciałościami, a przez to bardzo trudny do zrozumienia. Ludzie, mimo skrajnego ubóstwa są w zdecydowanej większości bardzo mili. W tym blisko 3 milionowym kraju bezrobocie jest bardzo wysokie, a co za tym idzie w niektórych częściach wyspy występują poważne kłopoty z przestępczością. W związku z tym darowaliśmy sobie na przykład wycieczkę do Kingston, stolicy Jamajki. W zamian za to pojechaliśmy do Negril, najdalej na zachód wysuniętej miejscowości słynącej z przepięknej siedmiomilowej plaży i stromych, blisko czterdziestu-metrowych klifów.

 

Podróż z Montego Bay, gdzie znajdował się nasz ośrodek do Negril była przygodą samą w sobie. Jedną z pozostałości dawnego Imperium Brytyjskiego na wyspie jest ruch lewostronny. To, w połączeniu z fantazją lokalnych kierowców sprawiło, że na brak atrakcji naprawdę nie mogliśmy narzekać. Na miejscu odwiedziliśmy latarnię morską, zjedliśmy (bardzo drogi) lunch na plaży, jak typowi turyści kupiliśmy kilka pamiątek, w końcu daliśmy się też pogryź… piaskowym pchełkom.

 

Odwiedziliśmy też Rose Hall, dom na dawnej plantacji trzciny cukrowej. Legenda o mieszkającej tu niegdyś Annie Palmer, Białej Wiedźmie mówi, iż ta urodzona w Paryżu, wychowana na Haiti dziewczyna posiadła tajemnice voodoo i dzięki nim uśmierciła nie tylko wszystkich swoich mężów, ale również i zniewolonych kochanków.

Powrót do domu i do pracy był naprawdę trudny. W tej chwili za oknem biała zawierucha i temperatury grubo poniżej zera. Tylko wspomnienie tych wspaniałych wakacji pomaga przetrwać do wiosny…

Pięć miesięcy

Pięć miesięcy to sporo czasu. Oczywiście zależy do czego to odniesiemy. Ale w zestawieniu ze średnią życia człowieka, pięć miesięcy to jednak szmat czasu. W tym czasie można zrobić naprawdę wiele rzeczy: napisać książkę, zbudować dom albo namalować kilka obrazów. Można też nie napisać ani słowa w swym blogu i to właśnie jest me największe w tym okresie dokonanie…

Nadia i Agnieszka na plaży w Puerto Plata, na Dominikanie w listopadzie 2006 roku.Poprzedni wpis zapowiadał wyjazd na zasłużone wczasy. Jak się pewnie domyślacie wyjazd udał się znakomicie. Pogoda dopisała, kurort był znakomity, jedzenie, zakwaterowanie i atrakcje naprawdę na wysokim poziomie. Spędziliśmy tydzień w ośrodku Grand Ventana w pobliżu Puerto Plata na północnym wybrzeżu Dominikany. Przez siedem dni i nocy nie robiliśmy nic poza byczeniem się na plaży, piciem lokalnych drinków i moczeniem tyłków w Atlantyku. Nadia pokochała basen i Ocean, Aga masaże i mleko świeżych kokosów, mnie wystarczył plażowy leżak, książka i Santo Libre w sporych ilościach.

W grudniu pojechaliśmy do Polski. Chcieliśmy zawitać w Chorzowie na Święta, ale wigilię danym nam było spędzić na lotniskach i w podróży. Mieliśmy nadzieję, że niewiele osób będzie chciało podróżować w te dni – cóż za naiwność! Nowy terminal w Toronto zapchany był po uszy. Okazało się, że z powodu złych warunków pogodowych poprzedniego dnia w Londynie wszystkie loty do Wielkiej Brytanii były opóźnione. Co za tym idzie również i nasze loty ucierpiały z powodu tej globalnej dezorganizacji.

W Polsce spędziliśmy nieco ponad dwa tygodnie. Czas szybko nam upłynął na niezliczonych wizytach u Rodzinki i Znajomych. Miło było spotkać się z ludźmi, których kilka lat już nie widzieliśmy. Były więc miłe i długie spotkania, wspomnienia, nocne dyskusje i hektolitry piwa. Było naprawdę miło!

Po powrocie nic się specjalnego nie działo. Agnieszce business zaczął się szybko w tym roku rozkręcać. Już od stycznia miała sporo klientów i zawarła kilka transakcji. Nadia nie przejmując się niczym rosła jak na drożdżach, codziennie zaskakując nas nowymi umiejętnościami. Mnie czas mijał między pracą w ALSTOM’ie, a tworzeniem stronki dla firmy zajmującej się… sprzątaniem psich odchodów (Doody MASTER, Inc.).

Raz tylko tej zimy, na początku marca, wybraliśmy się na narty. Wyciągi są bardzo blisko naszego domu, więc zostawiwszy Nadię pod opieką sąsiadki pojechaliśmy szusować. Spędziliśmy cały dzień na stokach. Było naprawdę znakomicie! Pogoda była idealna, a z racji tego, że wybraliśmy się w dzień powszedni również na zbyt wielki tłok narzekać nie mogliśmy. Szkoda, że już po zimie…

Wracając do zimy na krótką chwilkę opiszę może me przygody w Walentynkowy wieczór. Jak pewnie wiecie zima tego roku tak naprawdę nie zawitała do nas aż do połowy stycznia. Gdy jednak już dotarła to zapodała nam kilka naprawdę obfitujących w śnieżne atrakcje dni. Byłem właśnie w Windsor Locks w Connecticut, gdy największa tej zimy burza śnieżna nawiedziła północno-wschodnią część Stanów Zjednoczonych. Było już późne popołudnie, gdy po skończonym szkoleniu miałem wracać do domu. Okazało się jednak, że większość lotnisk została zamknięta i nie będzie możliwości wylotu, aż do dnia następnego. Nie zmartwiło mnie to zbytnio, a perspektywa kolejnej nocy w hotelu nie była tak straszna jak spędzenie wielu godzin w samochodzie. Okazało się jednak, że koleżanka, z którą podróżowałem nie miała wyboru i nie chcąc pozostawić dzieci samych w zimną, śnieżną noc, musiała szybko wracać do domu. Co miałem zrobić? Zaoferowałem, że pojedziemy razem…

Z Windsor, CT do Rochesteru jest jakieś 350 mil autostrady. W pogodowo normalny dzień podróż ta zajmuje około pięciu godzin. Nam zajęło to blisko dziewięć, z czego dwie z zaspie… Otóż w okolicach Albany zdarzyło nam się napotkać na drodze samochód porzucony na lewym pasie autostrady. Traf chciał, że był to właśnie ten sam pas, którym my podróżowaliśmy. Prawym pasem jechał duży samochód ciężarowy. Wobec niemożności zatrzymania się przed niespodziewaną przeszkodą, nie mając też możliwości jej ominięcia zdecydowaliśmy się na nieuniknioną kolizję. Jako, że szybkość podróżna była naprawdę niewielka, również i efekt kolizji nie był zbyt poważny. Udało mi się zmieścić pomiędzy tyłem porzuconego auta, a ciężarówką uszkadzając jedynie zderzak i lewy migacz. Gdyby nie fakt, że w wyniku tego bliskiego spotkania zakopaliśmy się również w zaspie, moglibyśmy bez problemu podróżować dalej. Pomoc drogowa i policja dotarły dopiero po półtorej godzinie od zdarzenia. Biorąc pod uwagę liczbę uszkodzonych samochodów, które tego dnia widziałem na drodze musieli być naprawdę nieźle zajęci…

No dobra, chyba wystarczy jak na podsumowanie pięciu miesięcy. Za chwilę idziemy na imprezę do znajomych więc pora już kończyć. Postaram się w przyszłości mniejsze robić przerwy…

Śnieg i wakacje

Wczoraj wieczorem spadł pierwszy śnieg. Wiem, że to nic specjalnie ekscytującego, zwłaszcza, że tego samego dnia również w Polsce przeszła śniegowa nawałnica, zmuszając do sięgnięcia po zimowe przypory gimnastyczne. Dla Nadii jednak było to nie lada wydarzenie, bo mimo, iż widziała już śnieg poprzedniej zimy wydaje się jednak tego nie pamiętać. Mówi o nim jedynie w kontekście przygód Kukuryki (poprawnie Tinky Winky – dla niewtajemniczonych to jeden z tytułowych bohaterów Teletubisiów).

Dla nas cieńka warstwa białego puchu na gruncie, nie jest powodem do radości, choć nie frapuje nas to również. Dziś bowiem, za godzinkę, gdy się już spakujemy, wsiądziemy bowiem do auta i pojedziemy na północ… Po to tylko jednak, by wsiąść w Toronto w samolot, który zabierze nas na gorące plaże Puerto Plata! Dziś bowiem, po tygodniach ciężkiej pracy i ślęczenia w robocie po kilkanaście godzin dziennie, wyruszamy na zasłużone wakacje! Wakacje, których nie mieliśmy już od prawie trzech lat!

Tak więc życzymy sukcesów w odśnieżaniu! Będziemy o Was pamiętać wystawiając tyłki do słońca, sącząc Piña Colady na białych plażach Karaibów